Znajomy powiedział mi kiedyś, że do pisania potrzebny mi
jest impuls. I chyba właśnie coś mnie naszło. A tym impulsem była piosenka w
radio – Love me like you do. Utwór z filmu 50 twarzy Greya. Z nieco
kontrowersyjnego filmu, bo z tego, co się orientuję opinie o nim są podzielone.
Na film wybrałam się z koleżankami do miejscowego GOKu, gdzie czasem są
wyświetlane filmy pod patronatem Orange. Ale w sumie nie chodziło o miejsce ale
o film – wreszcie mogłam go obejrzeć. Na film czekałam przeszło rok. Bo właśnie
jakiś rok temu przeczytałam trylogię o Greyu. Pierwsze kilkadziesiąt stron
zamknęło się w pytaniu „Co to ma być?” Ponieważ czytanie to mój prawdziwy nałóg,
nie odpuściłam jednak tak łatwo. Nie ukrywam, że książka ogromnie mnie
wciągnęła. A potem dowiedziałam się o produkcji filmowej. I najbardziej w tym
wszystkim chodziło mi o porównanie książki z filmem. Niezmiernie ciekawiło mnie
jak producenci zamierzają pokazać wszystkie zawarte w książce emocje. Jeszcze przed
samym filmem siostra ostrzegała mnie – nie wiem czy jest sens iść na ten film.
Koleżanki były i mówią, że nic specjalnego. Ciekawość jednak zwyciężyła. Byłyśmy
we trzy i wszystkie wyszłyśmy zadowolone z dokonanego wyboru.
Zastanawiam się czy te negatywne opinie o filmie to po
prostu komercyjny chwyt czy niezaspokojone oczekiwania ludzi, którzy liczyli na
czystą erotykę - i chyba tylko erotykę.
A może to nieznajomość literackiej inspiracji. Bo Christian Grey to człowiek, który
jako dziecko bardzo wiele przeszedł. Świadczą o tym chociażby rany na jego
ciele. A to głównie dzieciństwo kształtuje naszą dorosłość, naszą psychikę, ma
ogromny wpływ na to, jakimi ludźmi będziemy.
Historia Christana i Anastazji jest może trochę cukiereczkowa,
ale dzięki niej choć na chwilę możemy oderwać się od szarej rzeczywistości i
zatopić w innym wymiarze, puścić wodze wyobraźni.
Moim zdaniem producenci filmowi stanęli na wysokości
zadania. Film lekki, z zabawnymi dialogami, aspekt erotyczny zdecydowanie w
granicach smaku. Najzabawniejsze jest to, że film kończy się w najbardziej
nieoczekiwanym momencie. I autentycznie w momencie zakończenia z ust chyba
wszystkich widzów wyrwało się „och”. I było to zdecydowanie „och” niedosytu.
Cóż – czekamy na dalsze części. Każdy ma prawo do własnego zdania i własnej
interpretacji. Ja jestem jak najbardziej na tak i zdecydowanie polecam sięgnięcie
do książki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz